czwartek, 23 maja 2019

Inka.



           Od stycznia jest z nami panna Inka (cavalier king charles spaniel) i muszę przyznać, że skradła moje serce całkowicie. Nie zdawałam sobie sprawy, że pies może wnieść tyle radości w szarą codzienność. Dołączyłam do grona psiarzy i bardzo mi się to podoba.
         Wczoraj moja przyjaciółka Agatka rozbawiła mnie stwierdzeniem, że kiedy wraca z pracy do domu jej pies wita ją jakby ocalała z katastrofy lotniczej. Chyba nie można lepiej określić psiej wierności, tak właśnie jest.
         Ciekawym doświadczeniem są spacery z psem. Stwierdziłam, że przez ostatnie 15 lat nie rozmawiałam z taką ilością sąsiadów jak w czasie minionych 5 miesięcy. Przecież dotychczasowe rozmowy ograniczały się jedynie do zdawkowego "dzień dobry". Teraz wiem, że uprzejma blondynka jest posiadaczką psa Aresa, który wygląda jakby miał połknąć moją Inkę razem ze smyczą, a w rzeczywistości jest niezmiernie bojaźliwy i najchętniej sypia w łóżku swoich właścicieli. Poznałam również miłą panią i jej terierkę Figę, obie bardzo lubią podróżować. Starsza pani wychodzi na spacery z siedemnastoletnią suczką Miśką, czasem towarzyszy im właściciel bardzo dorodnej cavalierki, której wygląd jest dla mnie przestrogą, aby nie ulegać żebraczej naturze mojego psa. Przykładów mogłabym tu mnożyć.
         Chodzę sobie na te  spacery i obseruję. Obseruję jak ludzie reagują na zwierzę, które ma w sobie mnóstwo pozytywnej energii. Najczęściej uśmiechają się, przystają na moment, zamienią kilka słów - to miłe i dla mnie nowe. Moja cavalierka jest dość ufna, nikt jej nie skrzywdził, więc uważa, że od każdego należy się jej solidna porcja zachwytów i głaskania. Prawdziwa miss okolicy. Pamiętam dziewczynę, która ze słuchawkami na uszach pospiesznie i w zamyśleniu zbliżała się alejką w kierunku mojego psa. Kiedy Inka zauważyła swoją potencjalną entuzjastkę zaraz szczęśliwa zaczęła merdać ogonem.  Pomyślałam, że chyba pies źle ocenił i "achów" nie będzie, ale ku mojemu zdziwieniu Spieszna Słuchaczka zatrzymała się, zdjęła słuchawki i spędziła z nią dłuższą chwilę. Ciekawe zjawisko obcy ludzie wychodzą ze swojej strefy komfortu, otwierają się, uśmiechają, opowiadają o sobie... a przecież to takie naturalne ta życzliwość,  tacy przecież jesteśmy tylko o tym z jakiegoś powodu zapominamy. Można tak jak ja przez ostatnie lata nie zauważać, nie wiedzieć co się dzieje poza progiem mojego domu.
        Podsumowując krótko: moje życie z psem jest lepsze. Widzę więcej. Pies miał mnie zmotywować do ruchu, do spacerów, aby wspomóc moje nadwątlone ostatnio zdrowie. Dostałam w bonusie cudowną towarzyszkę i wiernego przyjaciela.